piątek, 16 maja 2014

Rozdział VIII

Ohayo! Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam, ale jakoś weny nie miałam, teraz znalazłam trochę czasu i coś naskrobałam, mam nadzieję, że się spodoba ;)
ps.: Hyotou gattai - kontrola ducha.
Miłego czytania!
______________________________________________
- Skąd takie pytanie? - spojrzałam na nią niepewnie.
- Po prostu odpowiedz.  – jej ton głosu był bardzo stanowczy.
- Tak, tak właśnie uważam. – odparłam. – Czasami nawet zastanawiam się, jak ktoś tak życzliwy może istnieć w tym okrutnym świecie.
- Uważasz, że jest dobry, tylko dlatego, że jest dla ciebie miły?
- Nie. Jest taki dla wszystkich, którzy go otaczają. Nie znam go zbyt długo, aby coś więcej o nim powiedzieć, ale wiem, że  na pewno nie byłby w stanie nikogo skrzywdzić. Tak po prostu czuję. Jego aura jest naprawdę ciepła i przyjemna. To tak, jakby nie był skażony żadnym złym uczynkiem. Często się uśmiecha. Szanuje każdego, bez względu na to, czy to służba, czy ktoś wyżej postawiony. I.. – nie zdążyłam dokończyć, bo Hana mi przerwała.
- Czy ty zbytnio go nie idealizujesz?
- Nie sądzę. Opisuję to , co widzę i czuję. Dlaczego w ogóle tak nagle o to zapytałaś?
- Nie ważne.
- Skoro już zaczęłaś, to skończ. Dobrze wiesz, że nienawidzę niedomówień.
- Ehh… - wypuściła głośno powietrze. - Tak na dobrą sprawę to  nic o nim nie wiesz, to wszystko może być zwykłą grą. Może on ma jakiś cel, do którego Ty jesteś mu potrzebna. Naprawdę nie przeszło ci to przez myśl? Zjawia się i od razu proponuje ci, abyś z nim poszła. Nie wiesz jaki jest naprawdę.  Na domiar złego, ma w sobie coś… Coś co sprawia, że nie jestem przekonana o tej całej jego dobroduszności..
- Zaufaj mi. – odpowiedziałam krótko. Nie chciałam nic więcej mówić, bo wiedziałam, że te dwa słowa najdobitniej wyrażą myśl, jaka chodziła mi wtedy po głowie. Odpowiedź Hany zaskoczyła mnie.
- Dlaczego Ty nie zaufasz mnie? Jesteś kompletnie nim zaślepiona, nie potrafisz spojrzeć na sytuację obiektywnie. Do tego zignorowałaś wszystko co ci powiedziałam. Wszystkie MOJE odczucia się nie liczą? – mówiła zawiedzionym tonem. Zaniemówiłam. Zapadła dłuższa chwila ciszy. Co jakiś czas otwierałam usta, w celu wydobycia z siebie jakiegokolwiek dźwięku jednak bezskutecznie. Zebrałam myśli i zaczęłam:
- Nie zignorowałam tego.  Wysłuchałam wszystkiego, co miałaś mi do powiedzenia. Ty masz prawo mieć swoje zdanie, a ja mam prawo mieć swoje. Nie mogę teraz po prostu odejść, bo ty masz złe odczucia względem jego osoby. Nie mogę i nie chcę tego robić, bo moje doznania są zupełnie inne. Ale nie chcę, by to stało się przyczyną konfliktów między nami. Nie chcę. – stwierdziłam poważnym tonem, spoglądając jej prosto w oczy.
- To na pewno nie będzie przyczyną jakichkolwiek kłótni. – stwierdziła, po czym dodała – Ja zawsze będę po twojej stronie, niezależnie od tego, co zadecydujesz. Ale wciąż on mnie irytuje. I nie zmienię zdania na jego temat.
- No właśnie. Zakładając, że faktycznie masz rację co do Hao, to nie ma znaczenia, ponieważ Ty zawsze mnie obronisz. – posłałam jej pojednawczy uśmiech. Ona odwzajemniła się tym samym. Przez resztę wieczoru rozmawiałam z Haną. Myślę, że dzięki temu nasze relacje się polepszyły.
*********************
Kilka dni później znowu miałam okazję spotkać się z Hao.  Wiedziałam, że ostatnimi czasy był czymś bardzo zajęty. Mimo to, znalazł dla mnie chwilkę. To miłe. Pod jego nieobecność nie nudziłam się. Z książek, które sobie pożyczyłam, dowiedziałam się wielu ciekawych informacji, o których nigdy wcześniej nie słyszałam.
- Przepraszam, że tak długo mnie nie było. – mówił spoglądając na mnie.
- W porządku! Wcale się nie nudziłam! – krzyknęłam z entuzjazmem. Miałam bardzo dobry humor. Chociaż dziwiłam się sama sobie, że potrafię zachowywać się przy nim tak swobodnie. W końcu, faktycznie niewiele o nim wiem.
- Cóż takiego robiłaś, że się nie nudziłaś? – zapytał  zaciekawiony
- Czytałam! Dowiedziałam się dużo interesujących rzeczy i.. i ! – Hao przerwał mi w pół słowa głośno wypuszczając powietrze.
- To dobrze, przez chwilę myślałem, że coś przeskrobałaś.
- Eee?! Eee… - ciągnęłam tak, bo w zasadzie nie wiedziałam, co chcę powiedzieć.
- Dobrze, żarty żartami, ale dziś mamy coś ważniejszego do zrobienia. Dziś rozpoczniemy twój trening, więc wiedza z książek, które przeczytałaś, może ci się przydać. Zacznijmy więc.
-Haai! – wrzasnęłam skacząc z podekscytowania.
- Teraz się skup. – spoważniał. Rozejrzał się po ogrodzie i podniósł jeden z patyczków leżących niedaleko nas. Usiadł na ławce, a ja obok niego.
- Słuchaj uważnie. Jeśli w trakcie zrodzą się jakieś pytania, poczekaj, aż ja skończę i dopiero wtedy pytaj. Jasne?
-Jasne. – również spoważniałam. Patyczkiem, który wcześniej podniósł zaczął coś kreślić na ziemi.  Była to pięcioramienna gwiazda w okręgu, przy każdym z ramion  napisał pięć różnych kanji.
- Dusza
- Woda
- Ogień
- Ziemia
- Powietrze
- Mizuki, to jest..
- Pentagram, inaczej nazywany gwiazdą jedności. Każde z ramion tej gwiazdy, ma swój żywioł, których kanji napisałeś w odpowiednich miejscach. Znak sam w sobie  symbolizuje  zniszczenie i chaos, natomiast wpisany w okrąg, oznacza harmonię między żywiołami. To jeden z najważniejszych szamańskich symboli. – wypowiedziałam się i przypomniało mi się, iż Hao wcześniej prosił, by mu nie przerywać.. Spoglądał na mnie tylko, jakby zaskoczony, po czym jego twarz po raz kolejny obdarowała mnie tym promiennym uśmiechem, który tak bardzo lubiłam. Ja odwzajemniłam się tym samym.
- Dokładnie. Celem szamana jest doprowadzenie do harmonii, o której wspomniałaś. Żeby tego dokonać, musisz opanować każdy z tych żywiołów. Szaman, który to osiągnie, będzie najpotężniejszym. Jeszcze nikomu nie udało się tego dokonać. Ale wracając do tematu. Co do żywiołów, mamy pewne ułatwienie. Szaman w chwili urodzenia opanowuje jeden punkt gwiazdy. To dusza. Dzięki temu, jest w stanie widzieć duchy, a także łączyć się z nimi. Dodatkowym plusem jest to, że każdy rodzi się z określonym żywiołem, jednakże nieopanowanym w 100%. To właśnie od niego powinno rozpocząć się  samodoskonalenie. Kolejność innych punktów nie ma znaczenia. Musisz też wiedzieć, że najtrudniej jest opanować żywioł przeciwny twojemu wrodzonemu. Jakieś pytania?
- Jak sprawdzić, jaki ma się żywioł? – Zapytałam.
- To jest widoczne po kolorze furyoku.  Kolor czerwony – ogień, niebieski – woda, żółty – ziemia, srebrny – powietrze.
- Coś jeszcze chciałabyś wiedzieć?
- Nie. Wszystko jasne.
- Skoro tak, to przejdźmy do praktyki. Przy okazji sprawdzimy, jaką barwę ma twoje furyoku. Musisz wykonać hyotou gattai*.
-Wakata. – Hao pokazał mi, jak połączyć się z duchem.  Razem z Haną podchodziłyśmy do tego kilka razy, nie wychodziło. Nie myślałam, że już na początku mojej „szamańskiej edukacji” napotkam takie problemy. Dodatkowym stresem było to, że Ha-chan bacznie się mi przyglądał. To potęgowało stres, którego i tak już było we mnie sporo. Im bardziej się starałam, tym gorzej wychodziło. Jednak nie. Nie mogło „gorzej wyjść”, bo w ogóle nie wychodziło. 
- Spokojnie, nie denerwuj się. Nie próbuj zrobić wszystkiego dokładnie tak jak pokazałem. Musisz po prostu chcieć i poczuć to. Spraw, by wasze serca i umysły się połączyły.
 Postanowiłam zacząć od nowa. Zaczęłam od uspokojenia się, oczyściłam umysł i.. Zrobiłam to, co zrobić miałam.
-Yatta! – zaczęłam krzyczeć cała uradowana. – Widzisz?! Zrobiłam to ! – Czułam jak przez moje ciało przepływa potężna energia. Odnosiłam wrażenie,  jakby nie było dla mnie rzeczy niemożliwych.
-Widzę, widzę. – mówił rozbawiony moimi wrzaskami. Podszedł do mnie i ujął moje dłonie w swoje. Po chwili dodał:
- Niebieski. Woda.
- Ha-chan?
- Tak?
- A twój żywioł to?
- To ten, z którym będziesz miała największe problemy.
- Ogień?
- Tak. – patrzył na mnie chwilę, później po cichu szepnął:
- Woda kontroluje siłę ognia. – uśmiechnął się tajemniczo.
- Co masz na myśli? – zapytałam zdezorientowana.
- Tego najprawdopodobniej dowiemy się w przyszłości. Koniec przerwy. Teraz zajmijmy się wyborem medium.
-Medium? - spojrzałam pytająco.
- To rzecz, do której będziesz mogła przenieść duszę Hany. Hyotou gattai to podstawa bycia szamanem, ale jednocześnie jest najsłabszym aspektem bycia nim. Gdy już znajdziesz swoje medium, zaczniemy pracować nad twoim ciałem i umysłem, a później zaczniesz opanowywać poszczególne żywioły, poczynając od wody. To cały program treningowy w bardzo dużym skrócie. Czasowo, będzie on trwał całe twoje życie.
-A co może być medium ?
- To z reguły zależy od tego, kim jest twój duch stróż. Najlepiej, aby był to przedmiot powiązany z tym, co robił za życia, np. jeśli duch to zwierzę, załóżmy, że pies, to jego medium może być kieł. Jeśli zaś duchem jest człowiek, dajmy na to samuraj, to najodpowiedniejszym medium będzie katana.
- A co jeśli duch był szamanem?
- Wtedy masz szerokie pole manewru. Może to być coś ważnego dla twojego ducha, bądź dla ciebie.
- Zaczęłam główkować, czego mogłabym użyć jako medium. Hana żyła 1000 lat temu, więc nie ma nic, co byłoby dla niej ważne..
-Wiem! Może być to? – zapytałam ściągając mój wisiorek z szyi i prezentując go na swojej dłoni.
-Piękny. Mógłbym wiedzieć, dlaczego, jest dla ciebie ważny? – pytał przyglądając się łańcuszkowi z wzorem yin-yang. Spojrzałam na Hao. Spuściłam wzrok, po czym znów go uniosłam siląc się na uśmiech.
- Tata mówił, że należał do mojej mamy i że nigdy się z nim nie rozstawała. To był prezent od niego dla niej. Więc i ja zawsze go trzymam przy sobie. – mówiłam próbując utrzymać uśmiech, co przychodziło mi z coraz większym trudem. Nawet nie mam pojęcia, kiedy zaczęłam płakać.
- Ha-chan podszedł do mnie i ułożył swoją dłoń na moim ramieniu. Kolejne łzy spływały mi po policzku. Odruchowo uniosłam rękę, by wytrzeć cieknące kropelki słonej wody, jednak Hao mnie uprzedził i delikatnym ruchem palca, otarł je.
- Tęsknisz za rodzicami, prawda?
- Tak i nie.
- Tak i nie?
- Tęsknię za tatą, a za mamą nie, bo jak mogę tęsknić za kimś, kogo nigdy nie poznałam? – Hao patrzył na mnie wzrokiem pełnym współczucia. Zapadła chwila ciszy. Wybuchłam płaczem. Pocierałam oczy ręką, by zatrzymać potok łez. Hao przytulił mnie jak najmocniej umiał i cały czas głaskał po głowie. Czułam jego ciepło. Po raz pierwszy spotkałam osobę, przy której czuję się tak bezpiecznie i wiedziałam, że mogę jej w pełni zaufać.


poniedziałek, 17 marca 2014

Rozdział VII

Rozpoczęłam moją „wycieczkę” po miejscu, w którym Ha-chan miał w zwyczaju odpoczywać. Pokój był przestrzenny, jego umeblowanie pozostawiało wiele do życzenia. Skoro jest ważną osobą, mającą względy u samego cesarza, dlaczego jego pokój jest tak skromny? Doszłam do wniosku, że wynika to z osobistych preferencji Hao. Na tle pałacowych komnat, to pomieszczenie naprawdę nie było niczym szczególnym (mogę to stwierdzić, nawet jeśli nie widziałam zbyt wiele). Zwykły futon, jakiś stoliczek przy nim i stos książek ułożonych na regale stojącym przy oknie. Taki „luksus” miałam nawet ja, mieszkając w Izumo* Jedyne, co wyglądało na wyjątkowo „cenne” to portret pewnej kobiety. Wisiał on na ścianie, tuż nad łóżkiem. Była ubrana w biało-fioletowe kimono, upiększone roślinnymi ozdobami, koloru złotego.  Talia opasana pomarańczowym obi. Owa niewiasta z pewnością była nieprzeciętnej urody. Szczególną uwagę przyciągało jej spojrzenie, które wręcz hipnotyzowało swoją głębią i nie pozwalało odwrócić wzroku od  portretu. Blond włosy opadały delikatnie na ramiona, niczym złota wstęga.. Zachwycałam się jej wdziękiem i nagle doznałam olśnienia.. Co prawda z dość sporym opóźnieniem, ale lepiej późno, niż wcale. Dokładnie przeanalizowałam, ze wszystkimi szczegółami jej ubiór. Spojrzałam na swój.. Znowu na jej… Powtarzałam tę samą czynność kilka razy. Nasze kimona… Są takie same.. Ale, właśnie, to „ale”… Ona wygląda w nim 100 razy lepiej, niż ja. Ten tok myślenia wywołał u mnie kompleks niższości wobec pani z obrazu. Zaczęłam główkować, dlaczego Hao podarował mi dokładnie taki sam strój, jaki ma na sobie osoba z malowidła. Ta kobieta, musi być ważną osobą. Ale dlaczego..? Patrzyłam cały czas na obraz, bo w zasadzie nie było tutaj nic lepszego do roboty. Prawdę mówiąc, czułam się trochę nieswojo. Nawet zastanawiałam się nad tym, czy mogę usiąść, czy też nie. Ostatecznie tego nie zrobiłam. Po chwili usłyszałam dźwięk rozsuwających się drzwi. Obróciłam się i spojrzałam na wejście. To Ha-chan. W końcu. Podszedł do mnie i ułożył swoją dłoń na mojej głowie. Wychodzi na to, że bardzo lubi wykonywać ten gest. Nie przeszkadza mi to, wręcz przeciwnie. To miłe, gdy się czuje, że jest na tym świecie ktoś, komu nie jesteś kompletnie obojętny. Ten gest tylko utwierdzał mnie w przekonaniu, że mogę mu ufać.
- To moja mama. – spojrzałam na niego. Przez chwilę się wahałam, ale w końcu zadałam mu pytanie.
- Gdzie ona jest? – posmutniał.
- Odeszła z tego świata. – słyszałam, jak bezskutecznie próbuje ukryć drżenie w swoim głosie. Żałowałam, że o cokolwiek pytałam. Sprawiłam mu tym ból. Chciałam coś powiedzieć, pocieszyć go, ale kompletnie nie wiedziałam jak. Do pokoju wszedł mężczyzna, który  mnie tu przyprowadził.
- Hao-sama. Pokój dla panienki gotowy. – stwierdził, grzecznie się kłaniając.
- Pójdziesz z Akashi-san’em, dobrze? – spojrzał na mnie już z nieco pogodniejszym wyrazem twarzy. Aha! Więc to tak się nazywa. – pomyślałam.
- Hai. – odpowiedziałam i posłusznie ruszyłam za Akashi-san’em. Ta „podróż” nie była długa, bo pokój znajdował się niedaleko sypialni Hao. Jego wnętrze było jednak zupełnie inne. Przede wszystkim, było w nim o wiele więcej mebli. Duży futon, na którym z łatwością zmieściłyby się przynajmniej 3 osoby, a obok niego stoliczek nocny po prawej i lewej stronie. Kilka regałów z prawej strony okna i ani jednej książki na nich. Prawdopodobnie to ja miałam być osobą, która je zapełni. Do tego po prawej stronie od drzwi stało biurko. Świadczyło to o tym, że pewnie rozpocznę edukację. Podziękowałam Akashi-san’owi, że mnie odprowadził, po czym on odwrócił się i wyszedł. Chodziłam po pokoju, przyglądając się każdemu detalowi. Opuszkami palców musnęłam pościel, znajdującą się na tatami. Niby pokój należał już do mnie, ale czułam się niepewnie dotykając czegokolwiek  w nim. Chwilę później, gościłam  w „moim” pokoju Hao. Usiadł na łóżku, na którym i ja odważyłam się usadowić swoje cztery litery.
- I jak? – zapytał.
- To chyba zbędne pytanie. – odpowiedziałam gładząc pościel.
- Więc nie pozostało mi nic innego, jak powiedzieć ci rzecz oczywistą. – Czuj się jak u siebie. W zasadzie, jesteś u siebie. W każdym razie, dziś odpocznij, zrelaksuj się i spróbuj się przyzwyczaić do zaistniałej sytuacji. O twoich zajęciach porozmawiamy jutro.
- Zajęciach?
- Nie sądzisz chyba, że pozwolę ci tylko siedzieć w tym pokoju, hmm? – uśmiechnął się tajemniczo. Słysząc o „zajęciach” przeszły mnie ciarki. To słowo kojarzyło mi się tylko i wyłącznie z byciem popychadłem, którym wszyscy pomiatają. Nie chciałam do tego wracać, tym bardziej, że od wyjazdu z Izumo nabrałam przekonania, że już nigdy więcej nie zaznam tego typu upokorzeń. Nie wiedziałam, co myśleć o słowach Hao. W końcu nie sprecyzował, co będę robić.
- Muszę już iść. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, wiesz gdzie mnie szukać. Jakby mnie nie było, zawsze możesz zwrócić się do  Akashi-san’a. Otworzyły się drzwi, a w nich pojawił się nie kto inny jak sam Akashi.
- W zasadzie… To mam jedną prośbę. – odezwałam się, gdy Hao zbierał się do wyjścia.
- Tak? – oboje spojrzeli na mnie pytająco.
- Czy mogłabym dostać jakieś normalne ubrania? – zapytałam niepewnie – Oczywiście, jeśli to nie problem. – dodałam szybko. Ha-chan spojrzał na mnie i zrezygnowany głośno wypuścił powietrze. Widocznie wolałby, abym chodziła „pięknie ubrana” cały czas.
- Akashi-san, mógłbyś zabrać Mizuki do krawcowej? Powiedz jej, że ma uszyć ubranie, jakie sobie zażyczy.
- Oczywiście. – wszyscy wyszliśmy z mojego pokoju i powędrowaliśmy w przeciwne strony. Gdy dotarliśmy w wyznaczone miejsce, miałam okazję poznać 3 „szwaczki” w podeszłym wieku, o dość  zakręconym usposobieniu. Mimo ich wieku, wciąż poruszały się bardzo żwawo.  Prawdopodobnie przyszliśmy nie w porę, bo ciągle krzątały się po pomieszczeniu. Jedna coś szyła, druga biegała w kółko, jakby bez celu.
-  Akashi-san.. Może przyjdziemy później? – szepnęłam. Widocznie mój „szept” był zbyt głośny i starsze panie usłyszały go. Natychmiast przerwały swoje zajęcia i podeszły do nas. Spojrzałam na nie i grzecznie ukłoniłam się w milczeniu. Akashi-san przywitał się z nimi. Opowiedział im o tym jak tu trafiłam i wyjaśnił  powód  naszej wizyty. Gdy tylko usłyszały wszystko, na ich ustach niemalże w tym samym  czasie, pojawił się szeroki uśmiech. Przemknęło mi nawet przez myśl pytanie, czy może tego nie ćwiczyły…
- Ale śliczna dziewczynka. – zaczęły się „zachwycać”. Jedna z kobiet zaczęła dokładnie  „macać”  moją talię, a  potem mierzyć każdą część mojego ciała.
- Oj, oj… Jesteś młodziutka, ale już teraz widać, że będziesz miała bardzo kobiece kształty. Zobaczysz! Chłopcy będą się w kolejkach ustawiać! – zawstydziłam się. Kobiece kształty? Chłopcy? To tak bardzo niezręczne tematy, a ona wypowiada się o tym tak swobodnie.. Nie wspominając o tym, że mam dopiero 12 lat… No i .. Akashi-san tu jest. Gdy już zmierzyły każdy centymetr mojego ciała, jedna dawała wytyczne, a druga  rzetelnie wszystko zapisywała. Mówiły coś o tym, że już mają wizję na piękny strój dla mnie. Przerwałam im ich zajęcie i grzecznie wyjaśniłam jakiego stroju sobie życzę. Kobiety spojrzały po sobie, jakby zawiedzione tym, że nie będą mogły wykazać się przy uszyciu tak zwyczajnego stroju. Później wróciłam do swojego pokoju. Akashi-san był na tyle miły, by mnie odprowadzić. Kilka godzin później, trzy komplety moich ubrań, znajdowały się już w mojej sypialni.
***************
Następnego ranka wstałam i udałam się w stronę łazienki. Jakiś czas później, do mojego pokoju przyniesiono śniadanie. Akashi-san poinformował mnie, że tylko dzisiaj będę jeść tutaj. Wychodzi na to, że będzie moim opiekunem, w chwilach, gdy Ha-chan będzie zajęty.  A propos opiekuna to… Hana zachowywała się bardzo dziwnie, odkąd tu przybyliśmy. Nie wiele mówi, w ogóle się nie uśmiecha (w Izumo, robiła to bardzo często) i chodzi zamyślona. Do wszystkiego podchodzi z bardzo dużym dystansem.. Może tęskni za Izumo? Albo coś innego ją trapi… Próbowałam to wydobyć z niej kilkakrotnie, ale każda z moich prób kończyła się fiaskiem. Słyszałam tylko krótkie odpowiedzi typu „Wszystko ok.”, „ To nic takiego”, „ Zdaje ci się”. Dałam za wygraną i przestałam o cokolwiek pytać. Jeśli będzie chciała, lub miała taką potrzebę, po prostu mi o tym powie. Jestem tego pewna.
    Potem przyszła pora na ponowne spotkanie z Hao. Dotarłam do ogrodu sporych rozmiarów. W jego centrum znajdował się niewielki staw. Wszędzie rosła barwna szata roślinna – typowy japoński ogród. Pod jednym z drzew - najbardziej wyróżniającym się w całym ogrodzie – Stała ławka, na której Hao już siedział. Przywitałam się i zajęłam miejsce obok niego. Bez owijania w bawełnę zaczęłam:
- Więc czym będę się zajmować? Tak najbardziej, to chyba lubię zamiatać. – stwierdziłam, z góry zakładając, że ponownie mam być jedną ze służących..
- Zamiatanie? Co? – spojrzał na mnie, jakbym mówiła w jakimś niezrozumiałym języku, po czym zaśmiał się.
- Naprawdę pomyślałaś, że zabrałem cię ze sobą, byś była służącą? – mówił wciąż się śmiejąc.
- Wczoraj wspominałeś coś o moich zajęciach więc.. więc nic innego nie przyszło mi do głowy. Nie mam żadnych talentów, ani umiejętności. – no pięknie, zrobiłam z siebie idiotkę..
- Zakładając, że faktycznie niczego nie potrafisz - choć jestem pewien, że to nieprawda - to i tak nie jest problemem, bo przecież wszystkiego się można nauczyć, prawda? Mówiąc o twoich zajęciach, miałem na myśli trening.
- Trening?
- Tak. Zostaniesz szamanką. Widzę, że partnerkę  znalazłaś, więc pozostaje już tylko kwestia nabycia odpowiednich umiejętności. Nie zrozum mnie źle, powiedziałem „tylko”, ale to wcale nie oznacza, że będzie to łatwe i przyjemne. – słuchałam go uważnie i przytakiwałam głową. Chwila..
- Co? – spojrzałam na niego pytająco. „Partnerkę znalazłaś”. Czyli, że widzi Hanę? – Od kiedy..?
- Od samego początku. Rozumiem dlaczego cię to może dziwić, ale przecież Hana sama ci powiedziała „ szamani o wyjątkowej energii duchowej”. Chodzi tu również o siłę tej energii. Nie zrozum tego, jako brak pokory z mojej strony, ale moje furyoku nie jest na niskim, czy też przeciętnym poziomie..
- Wiem, wiem. – próbowałam to wszystko ogarnąć... No tak, przecież czytał mi w myślach. Wszystko jasne.
- Więc… - mówił przeciągając. – może przedstawisz mnie swojej przyjaciółce?
- Ha-chan, to jest Hana. Hana, To jest Ha-chan.
- Miło mi. – Hao uśmiechnął się do niej. Moja przyjaciółka tyko patrzyła na niego złowrogim spojrzeniem w milczeniu. Czy to jego osoba jest powodem takiego zachowania? Co się z nią dzieje? Zastanawiałam się. Po dłuższej chwili, widząc, że Hana nie pali się do rozmowy, Hao ponownie zwrócił się do mnie.
- Dziś niestety nie będę mógł poświęcić ci zbyt wiele czasu. Zaraz muszę się udać w pewne miejsce, dlatego zaczniemy lekcje od jutra. Zanim odejdę, chciałbym ci coś pokazać. - Dotarliśmy do miejsca, za których drzwiami znajdowała się biblioteka.  W całym moim życiu, nie widziałam tylu książek! Z zachwytem rozglądałam się po wnętrzu pomieszczenia.
- Tutaj znajdują się wszelkie informacje dotyczące szamanów, ich mocy, a także wszystkiego, czego będziesz musiała się nauczyć. Daję ci wolną rękę. Możesz korzystać ze wszystkich materiałów, poza jedną księgą, jasne?
- Hai. – odpowiedziałam krótko, a Hao wskazał na książkę. Znajdowała się w centrum biblioteki i była umieszczona w sporych rozmiarów szklanej gablocie. Na okładce  namalowany był biały pentagram. Książka wyglądała na całkiem starą, chociaż taka nie była. Słyszałam o niej i wiem, że to Hao ją napisał, więc… Tak właściwie, to ile on ma lat? W mojej głowie zrodziło się kolejne pytanie, na które zapragnęłam uzyskać odpowiedź.
- Zostawię cię tutaj. Wiesz jak wrócić do swojego pokoju. -  Hao jednym ruchem odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia. Chcąc uzyskać odpowiedź na dręczące mnie od kilku sekund pytanie, ruszyłam za nim i gdy już go dogoniłam, chwyciłam za rękaw kimona.
- Matte yo.*
- Nani?* - spojrzałam w jego ciemne oczy i natychmiast spuściłam wzrok. Ledwie słyszalnym głosem powiedziałam:
- Ile masz lat? – poczułam, że robią mi się wypieki na policzkach. Było mi głupio pytać go o cokolwiek. Jeszcze gorzej czułam się, gdy pytałam o coś, co jest związane z jego osobą. Nie wiem dlaczego. Sama tego nie pojmuję. Nagle poczułam, jak Hao delikatnym ruchem ręki „strzepuje” moją dłoń, ze swojego rękawa. Przykucnął, palcem wskazującym uniósł mój podbródek, tym samym zmuszając mnie, bym na niego spojrzała.
- Czy moje spojrzenie jest aż tak straszne? – zapytał i nie czekając na odpowiedź kontynuował.
- Jeśli już zadajesz pytanie, patrz na mnie. Nie rozumiem, czemu się tak wstydzisz, przecież mój wiek nie jest jakąś tajemnicą. Poza tym, śmiało możesz pytać mnie o wszystko. Jeśli pytanie będzie w jakiś sposób niewygodne dla mnie, po prostu na nie nie odpowiem. Zapytać zawsze możesz. Wracając do mojego wieku. Mam 20 lat. – uśmiechnął się, wstał i ruszył ku wyjściu. Drzwi się zamknęły, a ja z Haną zostałyśmy same w bibliotece. Rozglądałam się i szukałam książek, które mogłyby mnie zainteresować. Wybrałam kilka i wraz z nimi wróciłam do swojego pokoju. Pochłonięta lekturą, nie zwracałam na nic uwagi. Moje zajęcie przerwała Hana.
- Mizuki.
-Hmm.? – miała bardzo poważny wyraz twarzy, od dłuższego czasu zauważyć można było, że intensywnie nad czymś myślała.

- Ten Hao… Czy uważasz, że jest dobrym człowiekiem?
_______________________________
No więc w końcu jest kolejny rozdział xD Tutaj małe tłumaczenia jap. zwrotów, bo KTOŚ (czyt. Shiro Hebi) nie ogarnia japońskiego... 
Izumo – miejscowość w której mieszkała Mizuki
Matte yo – zaczekaj
Nani – co
futon - takie japońskie łóżko ;D link No to tyle, życzę miłego czytania ;P 

sobota, 22 lutego 2014

Rozdział VI

Do pokoju weszła jedna ze służących i ukłoniła się. Zdziwiło mnie to, ponieważ jeszcze nikt, nigdy nie wykonał takiego gestu w moją stronę. Powiedziała, że Hao czeka na mnie na zewnątrz. Spojrzałam na Yukino i poczułam ucisk w klatce piersiowej. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jednak jest tutaj ktoś, za kim będę tęsknić. Przytuliłam mocno Yukino, a po moim policzku spłynęła łza.
- Nie płacz, teraz będzie tylko lepiej, zobaczysz.. Mam nadzieję, że o mnie nie zapomnisz. – mówiła drżącym głosem, klepiąc mnie delikatnie po plecach.
- Nie zapomnę. Obiecuję. – odpowiedziałam odsuwając się od niej i wycierając łzy z policzków. Ruszyłam przed siebie. Na zewnątrz znajdowali się prawie wszyscy mieszkańcy domu, powód ich zebrania był oczywisty. Hao czekał na mnie, za nim znajdowała się lektyka, a tuż obok niej ludzie, którzy będą ją nieść. W stronę lektyki miejscowi szamani utorowali drogę. Wyglądała mniej więcej tak, jak ta, którą tworzyli, gdy Hao tutaj przybył. Przez dłuższą chwilę stałam zdezorientowana, spoglądając na zebrany tutaj lud. Po chwili spojrzałam na Hao. Ruchem ręki dał mi znak, abym do niego podeszła. Czułam się zawstydzona i szczerze mówiąc miałam ochotę zapaść się po ziemię. Nikt nigdy nie zwracał szczególnej uwagi na mnie, a teraz wszyscy swoje ślepia wlepiają w moją osobę. Z wiadomej przyczyny. Jak bardzo wpływowym człowiekiem jest Hao?  W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać co mnie czeka, gdy już stąd odejdę.  Gdy podeszłam do lektyki, Hao podał mi swoją dłoń  i razem wsiedliśmy. Chwilę później poczułam jak służba podnosi nas. Później odczuwałam już tylko lekkie kołysanie. Rozglądałam się po wnętrzu pomieszczenia, które było bardzo przyozdobione, jak na środek transportu. Po chwili wyjrzałam przez okno lekko się wychylając. Przyglądałam się niosącym nas. Cały czas czułam na sobie wzrok Hao. Bacznie obserwował moje zachowanie. Pewnie to wydało mu się dziwne.
- Wszystko w porządku? – zapytał zmartwionym tonem.
- Hai. Tylko dziwnie się z tym czuję, że ci panowie muszą nas nieść.
- Nic z tym nie zrobisz.  To ich praca. Ty też przecież miałaś swoje obowiązki. – „miałam”, jak to słowo pięknie zabrzmiało.. Nie tyle, że chciałabym się całe życie obijać, ale przynajmniej teraz, nikt nade mną nie będzie stał z „batem” pilnując, czy aby na pewno wykonuję swoje zadania w sposób właściwy.
- Może właśnie dlatego nieswojo się z tym czuję.
- Przyzwyczaisz się . – mówił patrząc na mnie kątem oka, twarz miał skierowaną w stronę okna, przy którym siedział. -  Mam do ciebie pytanie. Dlaczego zgodziłaś się ze mną pójść? Nie to, że tego nie chciałem, ale nie obiecywałem ci niczego, więc w zasadzie twoja decyzja nie ma żadnego konkretnego uzasadnienia. Pomijając, rzecz jasna, ucieczkę od Yuchiro-san’a. – słysząc to spuściłam na chwilę wzrok, po czym uniosłam go ku górze, by spojrzeć w oczy Hao.
- Skoro potrafisz czytać w myślach, sam sobie odpowiedz na to pytanie. – spojrzał na mnie, jakby zdziwiony, ale byłam w stanie dostrzec, że to marna próba aktorstwa. Od początku wiedział…
- Skąd wiesz, że posiadam taką umiejętność? –  i znowu..  Kolejne niepotrzebne pytanie, na które mógłby sam sobie odpowiedzieć. Dlaczego pyta? Ma mnie za idiotkę? A może to tylko pretekst do podtrzymania rozmowy?
- Czuję, gdy ktoś czyta mi w myślach.
- Sokka.. Więc nie myliłem się. Jesteś inna niż wszyscy. – spojrzałam na niego pytająco, a on kontynuował.
- Widzisz, nawet najlepsi szamani nie są w stanie wyczuć, gdy ktoś potrafi czytać w myślach. Umiejętność wyczucia czegoś takiego jest równie rzadka, co  talent samego odczytywania myśli. Dlatego nikt nie zdaje sobie sprawy z moich predyspozycji i wolałbym, żeby tak zostało. Mogę na ciebie liczyć? – spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Hai. Nikomu nie powiem, yakusoku.
- Bardzo mnie to cieszy.. – położył rękę na mojej głowie i pogłaskał mnie po niej. Siedzieliśmy tak przez dłuższą chwilę i dopiero teraz  zauważyłam, że na jego kolanach siedzi mały, biały kotek w czarne paski. Głaskał go przez cały czas. Wpatrywałam się w niego i w końcu on zerknął na mnie. Patrzył na mnie jakby chciał powiedzieć : „ Co się tak patrzysz? Kota nie widziałaś?”. Po tym jak już widziałam mnóstwo duchów, które miały najróżniejsze rozmiary i najrozmaitsze (czasami dziwne) kształty, mówiący kot wcale nie byłby zaskakującym zjawiskiem.
- Chcesz go pogłaskać? – Hao dostrzegł, że ja wraz z  kotkiem mierzymy się spojrzeniami.
- Hai. – wyciągnęłam rękę w stronę kota, a on przez chwilę patrzył na mnie jakby chciał sprawdzić, czy jestem godna zaufania.  Po czym wstał i z kolan Hao, przeszedł na moje.
- Kawaii! – powiedziałam cicho, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Wygląda na to, że kot był zadowolony, bo niemiłosiernie głośno mruczał, ale nie przeszkadzało mi to. To tylko dodawało mu uroku.
- Ma na imię Matamune. – Hao wyprzedził mnie i odpowiedział na pytanie, które chciałam  zadać.
- Imię też ma śliczne. – stwierdziłam.- Chociaż trochę długie… Hm… będę cię nazywać „Ma-chan.” – skierowałam swój wzrok na Matamune, nie wyglądał na niezadowolonego, więc uznałam to za jego zgodę.
- Hmm.. apropos, jak do mnie będziesz się zwracać? – Hao spojrzał  na mnie pytająco.. Jest Onmyoji, więc powinnam się zwracać do niego z najwyższym szacunkiem. W zasadzie wcześniej się nad tym nie zastanawiałam…
- Wydaje mi się… - w moim głosie było wiele niepewności. Znajduję się w dość dziwnej sytuacji. Samo odejście z miejsca które niegdyś było moim „domem” sprawiło, że moje życie obróciło się o 180 stopni. Nie znałam dobrze Hao, więc nie wiedziałam na co mogę sobie „pozwolić”. – że najlepiej będzie zwracać się do ciebie Hao-sama.
-Wykluczone. – spojrzałam na niego zdziwiona. Każdy go tak nazywa, więc dlaczego - jak sam to ujął - jest to wykluczone?
- To bardzo oficjalny zwrot. – stwierdził. Zaczęłam się głowić „hmm.. Oczekuje ode mnie jakieś „ksywki”,  więc pewnie nie chce, by nasze relacje były „chłodne”.
- Mam! - wrzasnęłam entuzjastycznie, podnosząc wskazujący palec do góry, jakbym odkryła coś niesamowitego. – Skoro Matamune to Ma-chan, będę mówić na ciebie  Ha-chan.? – słysząc to Hao zaśmiał się głośno, po czym stwierdził.
- Hm.. niech ci będzie. Ale zdajesz sobie sprawę z tego, że „chan” dodaje się do żeńskich imion? -  słysząc jego pytanie, jakoś nabrałam pewności siebie. Może dlatego, że mnie zdenerwowało. Oburzyłam się i zmarszczyłam brwi.
- Ha-chan…. Czy uważasz, że jestem niepełnosprawna umysłowo? – zapytałam ze złością.
- Iie, skądże. Po prostu zastanawia mnie, dlaczego akurat „chan” . – mój grymas twarzy widocznie rozweselił Ha-chan’a, bo patrzył na mnie z niemałym rozbawieniem.
- Dlaczego? Bo tak po prostu brzmi o wiele ładniej..
- Yhm… rozumiem, rozumiem. – pokiwał twierdząco głową. Zebrałam trochę odwagi w sobie i zapytałam o coś, co mnie dręczyło od samego wyjazdu.
- Jak tam jest? No wiesz, tam gdzie mieszkasz.
- Tam, gdzie będziemy mieszkać. – poprawił mnie. – Nie powiem ci. Dowiesz się jak dotrzemy na miejsce.
*********
Siedzieliśmy przez długi czas w ciszy. Hao patrzył przez okno zamyślony. Ja z kolei wciąż miałam na  kolanach Matamune. Lektyka zatrzymała się. Czyżby? Tak, to na pewno to. Dotarliśmy na miejsce. Wysiadałam z lektyki, uważając na prezent od Ha-chan’a który miałam na sobie. Rozejrzałam się dookoła.  Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam monumentalną budowlę. Była podzielona na dwa skrzydła. Jedno z nich było nieco mniejsze.
- Sugoiii… - mruknęłam cicho.
- Podoba ci się? – spojrzał na mnie.
- ...
- To dopiero początek. – stwierdził. Ruszyłam za nim w stronę pałacu. Wewnątrz poruszaliśmy się po długich korytarzach w których było mnóstwo drzwi do innych pomieszczeń. Gdybym była tu sama, najprawdopodobniej już dawno bym się zgubiła. Znaleźliśmy się w sporych rozmiarów pokoju. – Ha-chan podszedł do mnie, przykucnął i ułożył swoje dłonie na moich ramionach.
- Mam ważną sprawę do załatwienia, zaczekasz tutaj? – zapytał patrząc mi w oczy. Twierdząco pokiwałam głową. Hao ujął moją twarz w swoje dłonie  i ucałował  czoło. Sama siebie nie widziałam, ale poczułam uderzającą falę gorąca i wiedziałam, że  zalałam się rumieńcem. Uwalniając się z objęć Hao spuściłam głowę w dół. Ha-chan wstał i wyszedł a ja pozostałam sama  z moimi myślami. Myślałam nad tym, dlaczego tak zareagowałam i doszłam do wniosku, że nikt od dawna nie okazał mi tyle życzliwości, co on. I mimo, że znałam go jedynie kilka dni, poczułam, że stanie się bliską mi osobą. Po moich przemyśleniach zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. Jeśli chodzi o umeblowanie, to znajdowało się tam tylko jedno krzesło. Nie miałam pojęcia do czego może służyć pomieszczenie w którym jest  jeden mebel, a na ścianach wisi mnóstwo obrazów. Każdy z nich przedstawiał wcześniejszych władców Japonii.. Obok  wizerunku każdego z tych władców  widniały portrety, które przedstawiały najwyższych doradców cesarzy, czyli Onmyoji. Jeden z nich przedstawiał podobiznę wiadomej osoby. Hao nie było na tyle długo, abym mogła się przyjrzeć wszystkim malowidłom na raz i każdemu z osobna. Powoli zaczynałam się nudzić, gdy usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi, spojrzałam w nadziei, że to nie kto inny jak Hao, ale niestety spotkało mnie rozczarowanie. Do pokoju wszedł bardzo schludnie i elegancko ubrany mężczyzna.
- Mizuki-sama, niestety, sprawa, którą zajmuje się Hao-sama nieco się przedłuży, tak więc poprosił mnie, abym się tobą zajął.
- Mizuki-sama? – szepnęłam cicho sama do siebie.
- Proszę? – pytał wskazując mi drogę do wyjścia.
- Iie, nani-mo. – powiedziałam i  ruszyłam przed siebie. Człowiek ten nie budził jakiś podejrzliwości, więc nawet się nie zastanawiając poszłam z nim. Szliśmy długim korytarzem w ciszy. Słychać było jedynie stukot kroków. Spoglądałam na niego raz po raz..  Jego twarz miała poważny wyraz, ale wydawał się być osobą o przyjaznym usposobieniu.
- Coś nie tak, Mizuki-sama? – zapytał widząc, że zerkam na niego.
- Mizuki wystarczy. – odpowiedziałam spokojnie.
- Jeśli sobie panienka tego życzy. – posłał delikatny uśmiech w moją stronę.
-  Gdzie teraz idziemy?
- Do mniejszego skrzydła. Należy ono do Hao-sama’y, tam od dzisiaj będziesz mieszkać.  Ściślej rzecz ujmując, zmierzamy do sypialni Asakura-sama.
- Sypialni? – zdziwiłam się.
- Tak. Widzi panienka, Hao-sama  wydał polecenie, aby panienkę tam zaprowadzić.
- Już mówiłam, Mizuki wystarczy. – upomniałam go. Uśmiechnął się przepraszająco.

- Przepraszam, bardzo ciężko jest mi się przestawić na zwracanie do panienki po prostu „Mizuki”. Postaram się. – nic nie odpowiedziałam. Gdy doszliśmy do drzwi, które prowadziły do sypialni, mężczyzna otworzył je ruchem ręki i poprosił bym tam weszła. Tak na dobrą sprawę, nie wiedziałam jak on ma na imię… I nie zdążyłam o to zapytać,  bo owy „pan”  odszedł bez słowa. Jak się odwróciłam w stronę wejścia, jego już nie było. Drzwi zostawił lekko uchylone. Stwierdziłam, że jest jakiś powód ku temu, by tak je pozostawiać, więc nie domykałam ich.
____________________________
Kolejny rozdział za nami. ;D  Mam nadzieję, że komukolwiek się to podoba...  Nw dlaczego ale wydaje się, że z tą notką jest coś nie tak ;D Ale to pozostawię do oceny czytelników. Do zobaczenia ;D ;* Ps. Dodałam zakładkę "spam", więc jeżeli ktoś chciałby się "zareklamować" bądź poinformować mnie o nowej notce, to tam ^^.

czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział V

Gdy  zapadł zmrok, udałam się do ogrodu, gdzie miałam okazję podziwiać wyjątkowo piękne tego wieczoru, rozgwieżdżone niebo i Księżyc w pełni. Bardzo lubiłam patrzeć na niebo i znajdujące się na nim ciała niebieskie( zwłaszcza Księżyc), może dlatego, że moje imię znaczy tyle co „piękny Księżyc”.  O tej porze wszyscy już spali, więc było bardzo cicho. Ten spokój zakłócił dźwięk nadchodzących kroków. Nadsłuchiwałam ich, stawały się coraz głośniejsze, aż w końcu ustały. Spojrzałam kątem oka i zobaczyłam Hao. Jak gdyby nigdy nic, usiadł obok mnie, poprawiając swoje kimono. Widząc to przemknęło mi przez myśl:
- O mistrzu Hao! Czyż stosownym jest, aby tak zacna osobistość jak Pan, zasiadał na brudnym krużganku, obok dziewoi, która zapewne przenosi różnego rodzaju choroby, dotykające pospólstwo? – pomyślałam w jednej chwili, jednak nie miałam odwagi wypowiedzieć tego na głos. Ponownie poczułam  swego rodzaju dyskomfort. ZNOWU on? Jak ja nie cierpię, gdy ktoś czyta mi w myślach! Zaczęłam się zastanawiać, czy ta osoba zdaje sobie sprawę z tego, iż ja mam świadomość istnienia jego nietypowej umiejętności. Jakby na to nie spojrzeć, czytanie w myślach NIE jest normalne! Chociaż widzenie duchów, również jest czymś niecodziennym, no ale czytanie w myślach? To przesada. Postanowiłam udawać, że nie mam o tym bladego pojęcia, by nie musieć się tłumaczyć z moich ironicznych myśli. Mimo tego, przez cały czas coś mi podpowiadało, że on nie jest złym człowiekiem. Takie przeczucie, którego nie potrafiłam wyjaśnić nawet samej sobie. Spoglądałam na niego, ale jednocześnie starałam się ignorować jego obecność.
- Konbanwa. – nie odpowiedziałam, a on kontynuował po chwili.
- Czy wyznasz mi jak masz na imię? – spojrzałam w niebo i ponownie nie usłyszał  ode mnie  żadnej odpowiedzi. Siedzieliśmy tak w ciszy przez dłuższą chwilę i poczułam jego dłoń na mojej głowie. Ruchem ręki zmusił mnie, bym odwróciła głowę w stronę jego twarzy. Odetchnęłam z ulgą, miałam pewność, że nie czyta już w moich myślach. Patrzył w moje oczy i uśmiechał się.
- Więc?
- Mizuki. – odpowiedziałam krótko spuszczając wzrok.
- Mizuki-ka? Piękne imię, dla pięknej dziewczynki. – Zdjął rękę z mojej głowy. Spojrzałam na niego  i widziałam jak wpatruje się w niebo.  „ W świetle Księżyca wygląda jeszcze ładniej. Czy ludzka istota może być aż tak piękna? Oj Mizuki, ogarnij się, czemu go tak podziwiam?! Przed chwilą miałam ochotę mu przywalić, a teraz od tak sobie myślę o tym, jaki to on jest ładny?!” – zaczęłam myśleć  i potrząsać przecząco głową, by wyrzucić zbędne myśli.
- Coś nie tak? – zapytał.
- Nie, wszystko w porządku. – odpowiedziałam krótko. Skierował swój wzrok ku mnie, przypatrywał mi się.
- Mam coś na twarzy ?  - spytałam wskazując na swoje oblicze.
- Nie. Tak się tylko zastanawiam.. Mizuki, nie chciałabyś stąd uciec? - zdziwiłam się, gdy usłyszałam jego pytanie. Nie do końca rozumiem czemu, ale mój negatywny stosunek do niego powoli zaczął znikać.  „W końcu, to nie on wymierzył mi „karę”, którą prawdopodobnie będę pamiętać do końca życia. Nie, nie prawdopodobnie. Na pewno. Czy gdyby tu był, pozwolił by na to? Znowu w odmętach mojej świadomości pojawił się szereg pytań, na które i tak nie otrzymam odpowiedzi..
- Skąd to pytanie?
- Jestem tu dopiero pierwszy dzień, ale wiem, że nie przepadasz za swoim wujem.
- Hm… wujaszek się żalił jaka to Mizu-chan jest beee? – uśmiechnęłam się ironicznie, on spojrzał na mnie pytająco. Wypuściłam głośno powietrze.
- Cóż, to prawda. Nie pałamy do siebie żadnym pozytywnym uczuciem. O ucieczce myślałam wiele razy, ale co ja  mogę? Ucieknę i co? Uciekając skazałabym się jedynie na pewną śmierć.
- Ja uważam inaczej. Myślę, że bardzo dobrze poradziłabyś sobie sama.
- Nie ma znaczenia co zrobię.  Gdybym spróbowała ucieczki, Yuchiro prawdopodobnie dorwałby mnie i „Ręka, noga, mózg na ścianie, oczy na pałeczkach.”
- Czy ktoś ci każe uciekać? Możesz po prostu odejść. Ze mną.
- He??? Ale… ale.. – zaczęłam się jąkać.  przeszło mi przez myśl, że to dobry pomysł „Gorzej nie będzie no i nie wydaje się być złą osobą.”  Z moich rozważań wyrwał mnie głos Hao.
- Widzę, że zainteresowała cię moja propozycja. Nie musisz dawać odpowiedzi teraz, ale też nie mogę zostać tu zbyt długo, więc spróbuj się zdecydować najszybciej jak to możliwe, dobrze? – ponownie położył dłoń na mojej głowie.
- Hai. – odpowiedziałam. Hao powstał i gdy odchodził, skierował do mnie ostatnie słowa.
- Nie siedź zbyt długo, bo się przeziębisz. Oyasumi.
Nie długo potem, ja również wróciłam do mojego pokoju, ale nie mogłam zasnąć aż do rana.
************
Przez całe dwa dni zastanawiałam się nad propozycją Hao. Próbowałam rozważyć wszystkie za i przeciw. W zasadzie nic mnie tutaj nie trzymało, ale jeśli odejdę, jak będzie wyglądało moje życie u jego boku? Wiedziałam, że to właśnie dziś muszę dać swoją odpowiedź, ponieważ wraca do pałacu cesarza. Udałam się do jego pokoju. Zapukałam delikatnie, po czym usłyszałam „proszę” i weszłam do środka. Na moje nieszczęście był tam również Yuchiro. Oczywiście nie obyło się bez jego chłodnego spojrzenia w moją stronę. Usiadłam obok niego. Hao nie zwlekając i pomijając zbędne uprzejmości zapytał:
- Podjęłaś decyzję?
- Tak..
- Więc? – spojrzałam na Yuchiro. Wyraźnie był niezadowolony, w końcu gdy odejdę, na kim się wyżyje? Zawahałam się, sama nie wiedziałam co powiedzieć. Hao spojrzał na Yuchiro z lekko poirytowanym wyrazem twarzy. Wuj czując na sobie wzrok mistrza, przestał patrzeć w moją stronę.
- Chcę iść, z Tobą. – mówiłam prostując się.
- Bardzo mnie cieszy twoja decyzja. – jego wyraz twarzy zmienił się z irytacji na uśmiech. Wydawał się być szczęśliwy z tego powodu. Usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Weszła Yukino.
-Gotowe? – skierował swoje pytanie do Yukino, która przytaknęła.
-To świetnie. – Hao uśmiechnął się i klasnął w ręce. – Mizuki, idź proszę teraz z Yukino. Zaraz do was dołączę. – posłusznie wykonałam polecenia i poszłam za nią. Dotarłyśmy do miejsca jej pracy. W pokoju znajdował się parawan i sporych rozmiarów lustro. Obok przegrody wisiał wieszak, na którym było piękne kimono. Było koloru jasno fioletowego, na rękawach - białe. Od pasa w dół, szata zdobiona była roślinnymi ornamentami wyszywanymi złotą nicią.
- Piękne! – patrzyłam na nie z podziwem. Jak żyję nie widziałam czegoś tak pięknego. Chciałam go dotknąć, ale w ostatniej chwili cofnęłam rękę. Nie chciałam w jakikolwiek sposób uszkodzić stroju.
- Chcesz przymierzyć?
- Chyba w snach.
- Ale.. To kimono jest dla ciebie. Zostało uszyte specjalnie na życzenie Hao-samy.
- Nie założę tego. Mowy nie ma!
- Dlaczego? – usłyszałam za sobą znajomy głos.
- ….
- Chociaż przymierz. W końcu to prezent. Ode mnie, dla Ciebie. – bezradnie machnęłam ręką i poszłam się przebrać. Yukino mi w tym pomogła, gdyż wcześniej nie miałam okazji ubierać czegoś takiego. Po kilku minutach wyszłam już ubrana. Wolnym krokiem - oczywiście uważając, aby w żaden sposób nie uszkodzić stroju – podeszłam do lustra i zaczęłam się przeglądać. Nie mogłam uwierzyć, że to odbicie należy do mnie. Gdy tak się oglądałam w lustrze widziałam odzwierciedlenie Hao za mną. Obserwował mnie z tajemniczym uśmiechem na ustach. Stałam przez dłuższą chwilę wpatrując się w jego odbicie.
- Cóż, może lepiej pójdę już je zdjąć. – stwierdziłam.
- Dlaczego?
- Nie chciałabym go zniszczyć, pobrudzić lub całą masę innych rzeczy, które przy mojej niezdarności mogłyby się wydarzyć. Gdy ruszyłam już w stronę „przebieralni”, zatrzymała mnie ręka wiadomej osoby, która wylądowała na moim ramieniu. Schylił się, tak, by jego głowa byłą na równi z moją i patrząc cały czas na nasze odbicie mówił:
- Nie ma znaczenia, co z tym zrobisz. Jak już mówiłem wcześniej, to prezent. Jest już twoją własnością. Możesz go poplamić, pociąć, a nawet spalić. Jednak nie chciałbym, aby coś takiego miało miejsce, ponieważ uważam, że wyglądasz w nim pięknie. – słysząc to spuściłam głowę i poczułam jak na mojej twarzy pojawiają się wypieki. Ręka Hao z ramienia powędrowała na moją głowę. Pogłaskał mnie po niej.
- Widzimy się później. – wyszedł. Przez dłuższą chwilę stałam w bezruchu i patrzyłam w lustro.
- No już, już, bo jeszcze popadniesz w samo zachwyt. – żartowała Yukino śmiejąc się.

- To nie jest śmieszne! – wrzasnęłam wciąż się czerwieniąc.
__________________________________
No więc kolejna notka za nami ;D  Mam nadzieję, że ktoś to w ogóle czyta...  Z tymi pałeczkami... przerobiłam to przysłowie ;D No to na tyle. Do następnej  ;) 

piątek, 17 stycznia 2014

Rozdział IV

Ohayo minna-san! Cóż dzisiaj notka będzie <tak uważam>  dość długa, w każdym razie dłuższa niż poprzednie ;) Mam nadzieję, że się spodoba, oraz że wyrazicie swoje zadowolenie, bądź niezadowolenie w kometarzach ;D
Dedykacja dla :
- Lidki
- Laury
- Weroniki
- Weroniki
To tyle, zapraszam do lektury.
PS. Jeśli są jakieś literówki, lub orty, to bardzo przepraszam, staram się sprawdzać wszystko kilka razy, ale mogłam coś przeoczyć ;D
________________________________________

Minęło kilka miesięcy i po sakurze, którą moja nowa przyjaciółka tak uwielbiała, nie było śladu. Zauważyłam, że od kilku dni w domu panowało ogólne zamieszanie. Służba o wiele bardziej przykładała się do swoich obowiązków (nie to, żeby wcześniej się obijała), natomiast szamani trenowali ciężej niż zazwyczaj. Zastanawiałam się, skąd takie poruszenie. Postanowiłam się dowiedzieć, a zatem musiałam kogoś zapytać, lecz za każdym razem, gdy pytałam kogokolwiek, odsyłano mnie z kwitkiem mówiąc „Nie mam teraz czasu”, lub spoglądali na mnie karcącym spojrzeniem i pytali „Jak możesz NIE wiedzieć?!” i gdy już mieli rozwinąć swoją wypowiedź, ktoś nam przeszkadzał i wołał służącą, ponieważ miał do niej „pilną sprawę, nie cierpiącą zwłoki”. Dałam za wygraną i stwierdziłam, że prędzej, czy później się dowiem, a nawet jeśli nie, to będzie oznaczało, że sprawa w żaden sposób mnie nie dotyczy.
*************
Kilka dni później przechodziłam obok placu głównego. Ponownie zauważyłam sytuację, która mnie zdziwiła. Służba, szamani, każdy z nich ubrany był w odświętne stroje. Oczywiście, rzecz jasna i klarowna, z wyjątkiem mnie. Wszyscy byli ustawieni w dwóch rzędach, między którymi torowana była droga. Ma się rozumieć był tam każdy, oprócz mnie. Nie myśląc za wiele, pobiegłam szybko, by zobaczyć, co się dzieje. Cały czas podskakiwałam, by móc ujrzeć kogo będziemy gościć. Na moje nieszczęście, byłam za niska by cokolwiek zobaczyć. Próbowałam przepchnąć się, gdy usłyszałam urywek rozmowy:
- Moje najszczersze przeprosiny Hao-sama. Twoja cenna czarka została stłuczona, ale zapewniam, że służąca została surowo ukarana.
- Zwolniłeś ją?
- Niestety, nie miałem takiej możliwości, należy ona do naszej rodziny. Jeśli jednak przyzwolisz na wyrzucenie jej panie, wtedy z pewnością to zrobię.
- Dobrze, że nie decydowałeś o jej losie bez mojego pozwolenia. Więc kim jest ta dziewczyna? – Słuchałam tego wszystkiego i aż krew zaczęła wrzeć w moich żyłach. Jakim prawem chcą decydować o moim losie?! Może i jestem służącą, ale chyba mam coś do powiedzenia w sprawie mojego życia?!.. Kontynuując, w dalszym ciągu próbowałam się przepchać. W końcu udało mi się to, ale niefortunnie potknęłam się o własne nogi i runęłam na ziemię, lądując u stóp gościa, czy też raczej właściciela domu, który my wszyscy zamieszkiwaliśmy. Chwyciłam się za tyłek i głośno syknęłam. Nagle poczułam wewnętrzny niepokój, który mówił mi, że nie jestem sam na sam, ze swoimi myślami. Szybko zorientowałam się, że ktoś czyta w moich myślach. Tą osobą był Hao. Delikatnie uniosłam głowę i przez chwilę patrzyłam na niego. Zdążyłam mu się przyjrzeć i ponownie spuściłam głowę. To negatywne uczucie minęło. Mężczyzna, któremu wcześniej się przyglądałam, miał długie czarne włosy, sięgające mu do pasa i czarne wnikliwe, pełne bólu oczy. Nigdy nie widziałam kogoś o tak wspaniałej urodzie. Zastanawiało mnie jedno. Dlaczego jego oczy są tak smutne, a aura tak ciepła i przyjazna? W moim pierwszym odczuciu stwierdziłam, że zobaczyłam jednego z bogów lub przynajmniej anioła. Ten czar prysł, w chwili, gdy przypomniało mi się, że to właśnie przez przedmiot należący do tej osoby, a więc po części i z jego winy, dostałam najgorsze lanie w moim życiu. Po dłuższej chwili zalegania na podłodze „Hao-sama”  przykucnął, delikatnie się uśmiechnął i wyciągnął ku mnie swoją dłoń.
- Ohayo. Jak ci na imię? – pytał, a przyjazny uśmiech nie schodził mu z twarzy. Zignorowałam jego gest i wstałam o własnych siłach. Otrzepałam się z kurzu, dumnie wyprostowałam, po czym spojrzałam na niego wymownie i „zadzierając nosa” wyminęłam i pomknęłam przed siebie.
- Oj! – wuj podniósł głos, jednak próbował się kontrolować.
- Zostaw. – powiedział Hao, więcej nie słyszałam.
************
Pojęcia bladego nie miałem, co zrobić. Jej postawa wobec Hao-sam’y, była tak lekceważąca.. Najbardziej bałem się tego, że to ja będę odpowiadał za jej zachowanie. Jeśli tak się stanie, lepiej, żeby przygotowała się na piekło jakie jej zgotuję.. Już chciałem za nią ruszyć i zmusić ją do przeprosin, ale Hao-sama ruchem ręki zatrzymał mnie. Na jej szczęście, bo gdybym ją dorwał, zapewne byłaby już martwa. Stałem tak w bezruchu, czekając na reakcję Hao-sam’y. Do tego czasu wciąż kucał. Wstał, poprawił swoje kimono i zwrócił się do mnie:
- Yuchiro-san. Czy byłbyś tak uprzejmy i zaprowadził mnie do  mojego pokoju? – mówił ze stoickim spokojem, jakby zdarzenie sprzed chwili, w ogóle nie miało miejsca.
- O-oczywiście! Proszę tędy. – wskazałem ręką drogę. Zaprowadziłem go do pokoju, przeprosił grzecznie i zamknął drzwi, a ja wróciłem do swoich obowiązków. ..
******
Pod wieczór, gdy zaczęło się powoli ściemniać, Hao-sama wezwał mnie do siebie. Bez owijania w bawełnę zadałem mu pytanie.
- Hao-sama, przepraszam, że tak otwarcie, ale jak długo zamierzasz tu zostać?  - spojrzał na mnie podejrzliwym wzrokiem.
- Przeszkadza ci moja obecność? – zapytał, uśmiechając się. Wcale nie czekał na moją odpowiedź, kontynuował. – Jeszcze nie wiem. Jakieś 3 lub 4 dni, to zależy od pewnych czynników, mam do ciebie prośbę z nimi związaną.
- Słucham?
- Czy są tutaj krawcowe?
- Oczywiście. Mamy tutaj 2 osoby, które tylko i wyłącznie tym zajmują. Już je wzywam. – wiedziałem, że czegoś od nich chce, dlatego też ruszyłem po służbę. Chwilę później, wróciłem z nimi do pokoju mistrza Hao. Weszliśmy, one grzecznie się ukłoniły, po czym usiadły.
- Jak wam na imię? – zapytał. Naprawdę nie pojmuję, dlaczego, ktoś tak wspaniały, w taki sposób zwraca się do służby. Co za różnica jak mają na imię?  To tylko służące, nic więcej.
- Yukino desu.
- Karin desu. – odpowiedziały krótko.
- Czy jesteście w stanie uszyć kimono w 3 dni? – dziewczyny spojrzały po sobie, po czym Yukino się odezwała.
- Będzie ciężko, ale nie jest to niewykonalne. – słysząc ich bezczelność po prostu musiałem się odezwać.
- Będzie ciężko?! Waszym obowiązkiem jest wykonywać wszelkie polecenia, bez żadnego ale! Zwłaszcza, jeśli to polecenie od mistrza Hao! – uniosłem się.
- Spokojnie Yuchiro-san. – mówił ze spokojem. – Nie są maszynami, by móc pracować bez przerwy, a nawet maszyna, potrzebuje odpoczynku. – stwierdził.
- Byłbym niezmiernie wdzięczny, jeśli dałybyście radę to zrobić. – spojrzał na nie, kładąc projekt kimona na stole i dodał. – Zapewne znacie wymiary swojej koleżanki, którą miałem okazję dzisiaj poznać, więc chciałbym, abyście uszyły ten strój specjalnie dla niej. – Yukino sięgnęła po kawałek papieru.
- Hai. – odpowiedziały równo i odeszły. Gdy zatrzasnęły za sobą drzwi, zapytałem.
- Dlaczego..
- Dla niej? A jak sądzisz?
- Panie! Przecież to tylko służąca! Do tego niesamowicie niezdarna, nie zasługuje na twoją hojność! – Hao, jakby zignorował moją wypowiedź, oparł łokieć na stole i podparł swój podbródek ręką.
- Kim ona dla ciebie jest?
- To.. to moja siostrzenica.
- Co z jej rodzicami?
- Matka, to jest moja siostra, zmarła przy porodzie, ojciec zginął w walce z demonem, który zaatakował nasz dom.
- Dlaczego nie jest szamanką?
- Z całym szacunkiem, ale ona jako szamanka nie wróży nic dobrego. Poza tym, nie sprawdziłaby się w tej roli.
- Nie tobie o tym decydować. – jego ton głosu wyraźnie się zaostrzył. Długo się nie zastanawiając, zadałem nurtujące mnie pytanie.
- Panie, jakie masz wobec niej plany?
- Uważam, że jej talent marnuje się tutaj. Chciałbym aby wyruszyła ze mną. Oczywiście, nie zamierzam jej do niczego zmuszać, sama musi podjąć decyzję.
- Talent? – spojrzałem na niego pytająco.
- To chyba oczywiste, że posiada ogromny talent, dlatego spróbuję pomóc jej go rozwinąć. Masz coś przeciwko?
- Nie. Zrobisz, jak zechcesz. – samym spojrzeniem dał mi do zrozumienia, że mogę odejść, więc ukłoniłem się najlepiej jak umiałem i odszedłem.