Minęło kilka dni od kary, jaką
wymierzył mi wuj za stłuczenie czarki. Nie chciałam by ktokolwiek widział moje sińce, dlatego też nie
wychodziłam ze swojego pokoju. Na całe szczęście znajdowały się tu osoby,
którym moje istnienie nie było obojętne. Przez ten czas jedzenie i picie
przynosiła mi Yukino – służąca w domu Asakurów. Zajmowała się szyciem ubrań,
czasami pomagała w kuchni. (mimo, że ja również należałam do tej rodziny – zostałam zredukowana do roli służby) Kiedyś
pracowała tutaj Oba-chan, która
traktowała mnie jak własną wnuczkę. Pewnego razu próbowała bronić mnie przed
wujem i za negowanie jego autorytetu, została zwolniona. Jakiś czas później
zmarła. Nie dane mi było pojawić się na jej pogrzebie. W każdym razie, tylko
dzięki dobroci Yukino, nie musiałam pokazywać się wszystkim. Jednak w końcu
wróciłam do moich codziennych obowiązków i ponownie zwracano się do mnie
„niezdarna Mizu-chan”. Pewnego marcowego ranka, gdy zamiatałam ganek – jak
zwykle z resztą – zauważyłam postać. W prawdzie widywałam ją już wcześniej, ale
dopiero teraz przyjrzałam się dokładniej. Szybko do mnie dotarło, że jest
duchem. Kobieta o długich, śnieżnobiałych włosach, sięgających jej aż do kolan,
miała na sobie kimono, w kolorze tym samym, co jej włosy, było upiększone
fiołkowymi ozdobami. „Pani duch” stała w bezruchu podziwiając drzewo sakury,
które właśnie zakwitało. Raz po raz wyciągała dłoń ku gałęziom i jeszcze
wnikliwiej przyglądała się kwitnącym kwiatom. Odłożyłam miotłę i podeszłam do
niej.
-Chotto sumimasen. Dlaczego tu
tak stoisz? - zapytałam z dozą nieśmiałości. Kobieta rozejrzała się, jakby
kogoś szukała, dopiero potem skierowała swój wzrok ku mnie. Dzięki temu mogłam
przyjrzeć się jej oczom. Były koloru szarego. Z tego co słyszałam, osoby o
takiej barwie tęczówek lubią samotność i są w pewien sposób odizolowane od
otaczającego ich świata. Tak na dobrą sprawę, gdy tylko spojrzałam jej w oczy,
poczułam, jakbym ujrzała zupełnie inny wymiar. Po chwili ocknęłam się i
zobaczyłam jak owa panna wskazuje na siebie.
-Ty mnie widzisz? – pytała
zdziwiona.
-Może jesteś duchem, ale to
miejsce, w którym mieszkają szamani, więc nie powinno być dla ciebie dziwnym,
że śmiertelnicy cię widzą. – starałam się mówić takim tonem, by nie poczuła się
urażona. Moją wypowiedź skomentowała pobłażliwym uśmiechem.
-Tu wcale nie o to chodzi.
-A o co?
-Wiesz to trochę skomplikowane.
-Więc wyjaśnij. – odpowiedziałam
krótko.
-Ehh… - westchnęła – Więc może
usiądziemy, a ja ci wszystko wyjaśnię, hm.?
-Jesteś duchem, nie musisz
siadać.
-Ale za to ty możesz.
-Nie ma takiej potrzeby.
-Pewnie sprawiasz dużo kłopotu
rodzicom. – powiedziała zrezygnowana.
-Rodziców nie mam, ale kłopoty
sprawiam, owszem. – Gdy usłyszała moją wypowiedź, rozwarła delikatnie wargi,
jakby chciała coś powiedzieć, ale z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk. Wtedy
usłyszałam wuja, który najwyraźniej szukał mnie. Wołał i pomrukiwał pod nosem
na tyle głośno, że byłam w stanie usłyszeć o czym tak „mruczy”.
-Mizuki! MI-ZU-KI! Nigdy jej nie
ma, gdy jest potrzebna. Niewdzięczna smarkula.
-Wybacz, muszę już iść-
stwierdziłam, zrywając się do biegu.
-Poczekaj! Powiedz mi chociaż,
jak masz na imię?
-Mizuki. A ty? – spytałam
chwytając za miotłę.
-Hana. – gdy tylko usłyszałam jej
odpowiedź, ruszyłam przed siebie.
Gdy tak biegłam, natknęłam się na
Yuchiro.
-O, tu jesteś. Odłóż miotłę i
chodź za mną. – jak zwykle zwracał się
do mnie oziębłym tonem z nutą pogardy. Zrobiłam tak, jak kazał i ruszyłam za nim. Zaprowadził mnie
do dużego pomieszczenia, w którym było mnóstwo zakurzonych rupieci.
-Że niby mam to posprzątać?
-Oczywiście.
-Całkiem sama?
-Jakieś ale? – zmierzył mnie
wzrokiem i natychmiast wiedziałam, że nie powinnam wyrażać jakiegokolwiek sprzeciwu.
-Nie, skądże.
-Dobrze więc, pójdę już. –
odszedł. Rozejrzałam się po wnętrzu tego miejsca. – Sprzątanie tego zajmie mi
wieczność! – pomyślałam. Nie chciałam narazić się wujowi, dlatego też od razu
zabrałam się do pracy. Zaczęłam od wyrzucenia całej zawartości tego pokoju,
później kurzami i całą resztą. Porządkowanie tego zajęło mi całe dwa tygodnie.
Po jakże ciężkiej pracy, byłam tak zmęczona, że każdego wieczoru natychmiast
kładłam się spać. Gdy już skończyłam uprzątać to pomieszczenie, zaczęto jego
gruntowny remont. Dzięki temu miałam chwilę odpoczynku. Dowiedziałam się też,
że będę odpowiedzialna za utrzymywanie porządku w tym miejscu, gdy tylko
zostanie wykończony. Nie wiedziałam dlaczego akurat mnie powierzono tę funkcję,
bo na pierwszy rzut oka wydawało się, że
to lokum jest przygotowywane dla szczególnej osobistości. Kiedy wróciłam
do „normalnego” porządku dnia, znów zamiatałam ganki, znajdujące się przy
ogrodzie, w którym wcześniej widziałam
Hanę. Wieczorem, gdy wykonałam już wszystkie swoje obowiązki usiadłam na ganku
przy ogrodzie. Po raz kolejny zobaczyłam Hanę, a widok był tak samo zdumiewający
jak za pierwszym razem.
-Ohayo! – mówiłam machając do niej ręką i uśmiechając
się. Spojrzała na mnie i chwilę później znalazła się obok.
-Więc wyjaśnij.
-Co? – spojrzała na mnie
pytająco.
-Pamiętasz naszą ostatnią
rozmowę?
-Tak.
-Mówiłaś, że wyjaśnisz, dlaczego
tylko ja cię widzę.
-Ahh.. No tak. Wiesz, to nie do
końca tak. Widzieć może mnie każdy, jeżeli tego zechcę, jedynie osoby o
wyjątkowej energii duchowej, są w stanie mnie zobaczyć.
-Co jest niby we mnie
wyjątkowego? Nawet nie jestem szamanką.
-Nie trzeba być szamanem,
wystarczy mieć czyste serce. To znaczy, że nigdy nie doznałaś uczucia
nienawiści..
________________________________________
Tak więc drugi rozdział się pojawił. ;) Z góry przepraszam, jeśli pojawiły się jakieś literówki, czy błędy interpunkcyjne. Staram się to sprawdzać, ale każdemu się zdarzy coś przeoczyć. :D Mam nadzieję, że opowiadanie się podoba. :)