sobota, 22 lutego 2014

Rozdział VI

Do pokoju weszła jedna ze służących i ukłoniła się. Zdziwiło mnie to, ponieważ jeszcze nikt, nigdy nie wykonał takiego gestu w moją stronę. Powiedziała, że Hao czeka na mnie na zewnątrz. Spojrzałam na Yukino i poczułam ucisk w klatce piersiowej. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jednak jest tutaj ktoś, za kim będę tęsknić. Przytuliłam mocno Yukino, a po moim policzku spłynęła łza.
- Nie płacz, teraz będzie tylko lepiej, zobaczysz.. Mam nadzieję, że o mnie nie zapomnisz. – mówiła drżącym głosem, klepiąc mnie delikatnie po plecach.
- Nie zapomnę. Obiecuję. – odpowiedziałam odsuwając się od niej i wycierając łzy z policzków. Ruszyłam przed siebie. Na zewnątrz znajdowali się prawie wszyscy mieszkańcy domu, powód ich zebrania był oczywisty. Hao czekał na mnie, za nim znajdowała się lektyka, a tuż obok niej ludzie, którzy będą ją nieść. W stronę lektyki miejscowi szamani utorowali drogę. Wyglądała mniej więcej tak, jak ta, którą tworzyli, gdy Hao tutaj przybył. Przez dłuższą chwilę stałam zdezorientowana, spoglądając na zebrany tutaj lud. Po chwili spojrzałam na Hao. Ruchem ręki dał mi znak, abym do niego podeszła. Czułam się zawstydzona i szczerze mówiąc miałam ochotę zapaść się po ziemię. Nikt nigdy nie zwracał szczególnej uwagi na mnie, a teraz wszyscy swoje ślepia wlepiają w moją osobę. Z wiadomej przyczyny. Jak bardzo wpływowym człowiekiem jest Hao?  W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać co mnie czeka, gdy już stąd odejdę.  Gdy podeszłam do lektyki, Hao podał mi swoją dłoń  i razem wsiedliśmy. Chwilę później poczułam jak służba podnosi nas. Później odczuwałam już tylko lekkie kołysanie. Rozglądałam się po wnętrzu pomieszczenia, które było bardzo przyozdobione, jak na środek transportu. Po chwili wyjrzałam przez okno lekko się wychylając. Przyglądałam się niosącym nas. Cały czas czułam na sobie wzrok Hao. Bacznie obserwował moje zachowanie. Pewnie to wydało mu się dziwne.
- Wszystko w porządku? – zapytał zmartwionym tonem.
- Hai. Tylko dziwnie się z tym czuję, że ci panowie muszą nas nieść.
- Nic z tym nie zrobisz.  To ich praca. Ty też przecież miałaś swoje obowiązki. – „miałam”, jak to słowo pięknie zabrzmiało.. Nie tyle, że chciałabym się całe życie obijać, ale przynajmniej teraz, nikt nade mną nie będzie stał z „batem” pilnując, czy aby na pewno wykonuję swoje zadania w sposób właściwy.
- Może właśnie dlatego nieswojo się z tym czuję.
- Przyzwyczaisz się . – mówił patrząc na mnie kątem oka, twarz miał skierowaną w stronę okna, przy którym siedział. -  Mam do ciebie pytanie. Dlaczego zgodziłaś się ze mną pójść? Nie to, że tego nie chciałem, ale nie obiecywałem ci niczego, więc w zasadzie twoja decyzja nie ma żadnego konkretnego uzasadnienia. Pomijając, rzecz jasna, ucieczkę od Yuchiro-san’a. – słysząc to spuściłam na chwilę wzrok, po czym uniosłam go ku górze, by spojrzeć w oczy Hao.
- Skoro potrafisz czytać w myślach, sam sobie odpowiedz na to pytanie. – spojrzał na mnie, jakby zdziwiony, ale byłam w stanie dostrzec, że to marna próba aktorstwa. Od początku wiedział…
- Skąd wiesz, że posiadam taką umiejętność? –  i znowu..  Kolejne niepotrzebne pytanie, na które mógłby sam sobie odpowiedzieć. Dlaczego pyta? Ma mnie za idiotkę? A może to tylko pretekst do podtrzymania rozmowy?
- Czuję, gdy ktoś czyta mi w myślach.
- Sokka.. Więc nie myliłem się. Jesteś inna niż wszyscy. – spojrzałam na niego pytająco, a on kontynuował.
- Widzisz, nawet najlepsi szamani nie są w stanie wyczuć, gdy ktoś potrafi czytać w myślach. Umiejętność wyczucia czegoś takiego jest równie rzadka, co  talent samego odczytywania myśli. Dlatego nikt nie zdaje sobie sprawy z moich predyspozycji i wolałbym, żeby tak zostało. Mogę na ciebie liczyć? – spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Hai. Nikomu nie powiem, yakusoku.
- Bardzo mnie to cieszy.. – położył rękę na mojej głowie i pogłaskał mnie po niej. Siedzieliśmy tak przez dłuższą chwilę i dopiero teraz  zauważyłam, że na jego kolanach siedzi mały, biały kotek w czarne paski. Głaskał go przez cały czas. Wpatrywałam się w niego i w końcu on zerknął na mnie. Patrzył na mnie jakby chciał powiedzieć : „ Co się tak patrzysz? Kota nie widziałaś?”. Po tym jak już widziałam mnóstwo duchów, które miały najróżniejsze rozmiary i najrozmaitsze (czasami dziwne) kształty, mówiący kot wcale nie byłby zaskakującym zjawiskiem.
- Chcesz go pogłaskać? – Hao dostrzegł, że ja wraz z  kotkiem mierzymy się spojrzeniami.
- Hai. – wyciągnęłam rękę w stronę kota, a on przez chwilę patrzył na mnie jakby chciał sprawdzić, czy jestem godna zaufania.  Po czym wstał i z kolan Hao, przeszedł na moje.
- Kawaii! – powiedziałam cicho, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Wygląda na to, że kot był zadowolony, bo niemiłosiernie głośno mruczał, ale nie przeszkadzało mi to. To tylko dodawało mu uroku.
- Ma na imię Matamune. – Hao wyprzedził mnie i odpowiedział na pytanie, które chciałam  zadać.
- Imię też ma śliczne. – stwierdziłam.- Chociaż trochę długie… Hm… będę cię nazywać „Ma-chan.” – skierowałam swój wzrok na Matamune, nie wyglądał na niezadowolonego, więc uznałam to za jego zgodę.
- Hmm.. apropos, jak do mnie będziesz się zwracać? – Hao spojrzał  na mnie pytająco.. Jest Onmyoji, więc powinnam się zwracać do niego z najwyższym szacunkiem. W zasadzie wcześniej się nad tym nie zastanawiałam…
- Wydaje mi się… - w moim głosie było wiele niepewności. Znajduję się w dość dziwnej sytuacji. Samo odejście z miejsca które niegdyś było moim „domem” sprawiło, że moje życie obróciło się o 180 stopni. Nie znałam dobrze Hao, więc nie wiedziałam na co mogę sobie „pozwolić”. – że najlepiej będzie zwracać się do ciebie Hao-sama.
-Wykluczone. – spojrzałam na niego zdziwiona. Każdy go tak nazywa, więc dlaczego - jak sam to ujął - jest to wykluczone?
- To bardzo oficjalny zwrot. – stwierdził. Zaczęłam się głowić „hmm.. Oczekuje ode mnie jakieś „ksywki”,  więc pewnie nie chce, by nasze relacje były „chłodne”.
- Mam! - wrzasnęłam entuzjastycznie, podnosząc wskazujący palec do góry, jakbym odkryła coś niesamowitego. – Skoro Matamune to Ma-chan, będę mówić na ciebie  Ha-chan.? – słysząc to Hao zaśmiał się głośno, po czym stwierdził.
- Hm.. niech ci będzie. Ale zdajesz sobie sprawę z tego, że „chan” dodaje się do żeńskich imion? -  słysząc jego pytanie, jakoś nabrałam pewności siebie. Może dlatego, że mnie zdenerwowało. Oburzyłam się i zmarszczyłam brwi.
- Ha-chan…. Czy uważasz, że jestem niepełnosprawna umysłowo? – zapytałam ze złością.
- Iie, skądże. Po prostu zastanawia mnie, dlaczego akurat „chan” . – mój grymas twarzy widocznie rozweselił Ha-chan’a, bo patrzył na mnie z niemałym rozbawieniem.
- Dlaczego? Bo tak po prostu brzmi o wiele ładniej..
- Yhm… rozumiem, rozumiem. – pokiwał twierdząco głową. Zebrałam trochę odwagi w sobie i zapytałam o coś, co mnie dręczyło od samego wyjazdu.
- Jak tam jest? No wiesz, tam gdzie mieszkasz.
- Tam, gdzie będziemy mieszkać. – poprawił mnie. – Nie powiem ci. Dowiesz się jak dotrzemy na miejsce.
*********
Siedzieliśmy przez długi czas w ciszy. Hao patrzył przez okno zamyślony. Ja z kolei wciąż miałam na  kolanach Matamune. Lektyka zatrzymała się. Czyżby? Tak, to na pewno to. Dotarliśmy na miejsce. Wysiadałam z lektyki, uważając na prezent od Ha-chan’a który miałam na sobie. Rozejrzałam się dookoła.  Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam monumentalną budowlę. Była podzielona na dwa skrzydła. Jedno z nich było nieco mniejsze.
- Sugoiii… - mruknęłam cicho.
- Podoba ci się? – spojrzał na mnie.
- ...
- To dopiero początek. – stwierdził. Ruszyłam za nim w stronę pałacu. Wewnątrz poruszaliśmy się po długich korytarzach w których było mnóstwo drzwi do innych pomieszczeń. Gdybym była tu sama, najprawdopodobniej już dawno bym się zgubiła. Znaleźliśmy się w sporych rozmiarów pokoju. – Ha-chan podszedł do mnie, przykucnął i ułożył swoje dłonie na moich ramionach.
- Mam ważną sprawę do załatwienia, zaczekasz tutaj? – zapytał patrząc mi w oczy. Twierdząco pokiwałam głową. Hao ujął moją twarz w swoje dłonie  i ucałował  czoło. Sama siebie nie widziałam, ale poczułam uderzającą falę gorąca i wiedziałam, że  zalałam się rumieńcem. Uwalniając się z objęć Hao spuściłam głowę w dół. Ha-chan wstał i wyszedł a ja pozostałam sama  z moimi myślami. Myślałam nad tym, dlaczego tak zareagowałam i doszłam do wniosku, że nikt od dawna nie okazał mi tyle życzliwości, co on. I mimo, że znałam go jedynie kilka dni, poczułam, że stanie się bliską mi osobą. Po moich przemyśleniach zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. Jeśli chodzi o umeblowanie, to znajdowało się tam tylko jedno krzesło. Nie miałam pojęcia do czego może służyć pomieszczenie w którym jest  jeden mebel, a na ścianach wisi mnóstwo obrazów. Każdy z nich przedstawiał wcześniejszych władców Japonii.. Obok  wizerunku każdego z tych władców  widniały portrety, które przedstawiały najwyższych doradców cesarzy, czyli Onmyoji. Jeden z nich przedstawiał podobiznę wiadomej osoby. Hao nie było na tyle długo, abym mogła się przyjrzeć wszystkim malowidłom na raz i każdemu z osobna. Powoli zaczynałam się nudzić, gdy usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi, spojrzałam w nadziei, że to nie kto inny jak Hao, ale niestety spotkało mnie rozczarowanie. Do pokoju wszedł bardzo schludnie i elegancko ubrany mężczyzna.
- Mizuki-sama, niestety, sprawa, którą zajmuje się Hao-sama nieco się przedłuży, tak więc poprosił mnie, abym się tobą zajął.
- Mizuki-sama? – szepnęłam cicho sama do siebie.
- Proszę? – pytał wskazując mi drogę do wyjścia.
- Iie, nani-mo. – powiedziałam i  ruszyłam przed siebie. Człowiek ten nie budził jakiś podejrzliwości, więc nawet się nie zastanawiając poszłam z nim. Szliśmy długim korytarzem w ciszy. Słychać było jedynie stukot kroków. Spoglądałam na niego raz po raz..  Jego twarz miała poważny wyraz, ale wydawał się być osobą o przyjaznym usposobieniu.
- Coś nie tak, Mizuki-sama? – zapytał widząc, że zerkam na niego.
- Mizuki wystarczy. – odpowiedziałam spokojnie.
- Jeśli sobie panienka tego życzy. – posłał delikatny uśmiech w moją stronę.
-  Gdzie teraz idziemy?
- Do mniejszego skrzydła. Należy ono do Hao-sama’y, tam od dzisiaj będziesz mieszkać.  Ściślej rzecz ujmując, zmierzamy do sypialni Asakura-sama.
- Sypialni? – zdziwiłam się.
- Tak. Widzi panienka, Hao-sama  wydał polecenie, aby panienkę tam zaprowadzić.
- Już mówiłam, Mizuki wystarczy. – upomniałam go. Uśmiechnął się przepraszająco.

- Przepraszam, bardzo ciężko jest mi się przestawić na zwracanie do panienki po prostu „Mizuki”. Postaram się. – nic nie odpowiedziałam. Gdy doszliśmy do drzwi, które prowadziły do sypialni, mężczyzna otworzył je ruchem ręki i poprosił bym tam weszła. Tak na dobrą sprawę, nie wiedziałam jak on ma na imię… I nie zdążyłam o to zapytać,  bo owy „pan”  odszedł bez słowa. Jak się odwróciłam w stronę wejścia, jego już nie było. Drzwi zostawił lekko uchylone. Stwierdziłam, że jest jakiś powód ku temu, by tak je pozostawiać, więc nie domykałam ich.
____________________________
Kolejny rozdział za nami. ;D  Mam nadzieję, że komukolwiek się to podoba...  Nw dlaczego ale wydaje się, że z tą notką jest coś nie tak ;D Ale to pozostawię do oceny czytelników. Do zobaczenia ;D ;* Ps. Dodałam zakładkę "spam", więc jeżeli ktoś chciałby się "zareklamować" bądź poinformować mnie o nowej notce, to tam ^^.

czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział V

Gdy  zapadł zmrok, udałam się do ogrodu, gdzie miałam okazję podziwiać wyjątkowo piękne tego wieczoru, rozgwieżdżone niebo i Księżyc w pełni. Bardzo lubiłam patrzeć na niebo i znajdujące się na nim ciała niebieskie( zwłaszcza Księżyc), może dlatego, że moje imię znaczy tyle co „piękny Księżyc”.  O tej porze wszyscy już spali, więc było bardzo cicho. Ten spokój zakłócił dźwięk nadchodzących kroków. Nadsłuchiwałam ich, stawały się coraz głośniejsze, aż w końcu ustały. Spojrzałam kątem oka i zobaczyłam Hao. Jak gdyby nigdy nic, usiadł obok mnie, poprawiając swoje kimono. Widząc to przemknęło mi przez myśl:
- O mistrzu Hao! Czyż stosownym jest, aby tak zacna osobistość jak Pan, zasiadał na brudnym krużganku, obok dziewoi, która zapewne przenosi różnego rodzaju choroby, dotykające pospólstwo? – pomyślałam w jednej chwili, jednak nie miałam odwagi wypowiedzieć tego na głos. Ponownie poczułam  swego rodzaju dyskomfort. ZNOWU on? Jak ja nie cierpię, gdy ktoś czyta mi w myślach! Zaczęłam się zastanawiać, czy ta osoba zdaje sobie sprawę z tego, iż ja mam świadomość istnienia jego nietypowej umiejętności. Jakby na to nie spojrzeć, czytanie w myślach NIE jest normalne! Chociaż widzenie duchów, również jest czymś niecodziennym, no ale czytanie w myślach? To przesada. Postanowiłam udawać, że nie mam o tym bladego pojęcia, by nie musieć się tłumaczyć z moich ironicznych myśli. Mimo tego, przez cały czas coś mi podpowiadało, że on nie jest złym człowiekiem. Takie przeczucie, którego nie potrafiłam wyjaśnić nawet samej sobie. Spoglądałam na niego, ale jednocześnie starałam się ignorować jego obecność.
- Konbanwa. – nie odpowiedziałam, a on kontynuował po chwili.
- Czy wyznasz mi jak masz na imię? – spojrzałam w niebo i ponownie nie usłyszał  ode mnie  żadnej odpowiedzi. Siedzieliśmy tak w ciszy przez dłuższą chwilę i poczułam jego dłoń na mojej głowie. Ruchem ręki zmusił mnie, bym odwróciła głowę w stronę jego twarzy. Odetchnęłam z ulgą, miałam pewność, że nie czyta już w moich myślach. Patrzył w moje oczy i uśmiechał się.
- Więc?
- Mizuki. – odpowiedziałam krótko spuszczając wzrok.
- Mizuki-ka? Piękne imię, dla pięknej dziewczynki. – Zdjął rękę z mojej głowy. Spojrzałam na niego  i widziałam jak wpatruje się w niebo.  „ W świetle Księżyca wygląda jeszcze ładniej. Czy ludzka istota może być aż tak piękna? Oj Mizuki, ogarnij się, czemu go tak podziwiam?! Przed chwilą miałam ochotę mu przywalić, a teraz od tak sobie myślę o tym, jaki to on jest ładny?!” – zaczęłam myśleć  i potrząsać przecząco głową, by wyrzucić zbędne myśli.
- Coś nie tak? – zapytał.
- Nie, wszystko w porządku. – odpowiedziałam krótko. Skierował swój wzrok ku mnie, przypatrywał mi się.
- Mam coś na twarzy ?  - spytałam wskazując na swoje oblicze.
- Nie. Tak się tylko zastanawiam.. Mizuki, nie chciałabyś stąd uciec? - zdziwiłam się, gdy usłyszałam jego pytanie. Nie do końca rozumiem czemu, ale mój negatywny stosunek do niego powoli zaczął znikać.  „W końcu, to nie on wymierzył mi „karę”, którą prawdopodobnie będę pamiętać do końca życia. Nie, nie prawdopodobnie. Na pewno. Czy gdyby tu był, pozwolił by na to? Znowu w odmętach mojej świadomości pojawił się szereg pytań, na które i tak nie otrzymam odpowiedzi..
- Skąd to pytanie?
- Jestem tu dopiero pierwszy dzień, ale wiem, że nie przepadasz za swoim wujem.
- Hm… wujaszek się żalił jaka to Mizu-chan jest beee? – uśmiechnęłam się ironicznie, on spojrzał na mnie pytająco. Wypuściłam głośno powietrze.
- Cóż, to prawda. Nie pałamy do siebie żadnym pozytywnym uczuciem. O ucieczce myślałam wiele razy, ale co ja  mogę? Ucieknę i co? Uciekając skazałabym się jedynie na pewną śmierć.
- Ja uważam inaczej. Myślę, że bardzo dobrze poradziłabyś sobie sama.
- Nie ma znaczenia co zrobię.  Gdybym spróbowała ucieczki, Yuchiro prawdopodobnie dorwałby mnie i „Ręka, noga, mózg na ścianie, oczy na pałeczkach.”
- Czy ktoś ci każe uciekać? Możesz po prostu odejść. Ze mną.
- He??? Ale… ale.. – zaczęłam się jąkać.  przeszło mi przez myśl, że to dobry pomysł „Gorzej nie będzie no i nie wydaje się być złą osobą.”  Z moich rozważań wyrwał mnie głos Hao.
- Widzę, że zainteresowała cię moja propozycja. Nie musisz dawać odpowiedzi teraz, ale też nie mogę zostać tu zbyt długo, więc spróbuj się zdecydować najszybciej jak to możliwe, dobrze? – ponownie położył dłoń na mojej głowie.
- Hai. – odpowiedziałam. Hao powstał i gdy odchodził, skierował do mnie ostatnie słowa.
- Nie siedź zbyt długo, bo się przeziębisz. Oyasumi.
Nie długo potem, ja również wróciłam do mojego pokoju, ale nie mogłam zasnąć aż do rana.
************
Przez całe dwa dni zastanawiałam się nad propozycją Hao. Próbowałam rozważyć wszystkie za i przeciw. W zasadzie nic mnie tutaj nie trzymało, ale jeśli odejdę, jak będzie wyglądało moje życie u jego boku? Wiedziałam, że to właśnie dziś muszę dać swoją odpowiedź, ponieważ wraca do pałacu cesarza. Udałam się do jego pokoju. Zapukałam delikatnie, po czym usłyszałam „proszę” i weszłam do środka. Na moje nieszczęście był tam również Yuchiro. Oczywiście nie obyło się bez jego chłodnego spojrzenia w moją stronę. Usiadłam obok niego. Hao nie zwlekając i pomijając zbędne uprzejmości zapytał:
- Podjęłaś decyzję?
- Tak..
- Więc? – spojrzałam na Yuchiro. Wyraźnie był niezadowolony, w końcu gdy odejdę, na kim się wyżyje? Zawahałam się, sama nie wiedziałam co powiedzieć. Hao spojrzał na Yuchiro z lekko poirytowanym wyrazem twarzy. Wuj czując na sobie wzrok mistrza, przestał patrzeć w moją stronę.
- Chcę iść, z Tobą. – mówiłam prostując się.
- Bardzo mnie cieszy twoja decyzja. – jego wyraz twarzy zmienił się z irytacji na uśmiech. Wydawał się być szczęśliwy z tego powodu. Usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Weszła Yukino.
-Gotowe? – skierował swoje pytanie do Yukino, która przytaknęła.
-To świetnie. – Hao uśmiechnął się i klasnął w ręce. – Mizuki, idź proszę teraz z Yukino. Zaraz do was dołączę. – posłusznie wykonałam polecenia i poszłam za nią. Dotarłyśmy do miejsca jej pracy. W pokoju znajdował się parawan i sporych rozmiarów lustro. Obok przegrody wisiał wieszak, na którym było piękne kimono. Było koloru jasno fioletowego, na rękawach - białe. Od pasa w dół, szata zdobiona była roślinnymi ornamentami wyszywanymi złotą nicią.
- Piękne! – patrzyłam na nie z podziwem. Jak żyję nie widziałam czegoś tak pięknego. Chciałam go dotknąć, ale w ostatniej chwili cofnęłam rękę. Nie chciałam w jakikolwiek sposób uszkodzić stroju.
- Chcesz przymierzyć?
- Chyba w snach.
- Ale.. To kimono jest dla ciebie. Zostało uszyte specjalnie na życzenie Hao-samy.
- Nie założę tego. Mowy nie ma!
- Dlaczego? – usłyszałam za sobą znajomy głos.
- ….
- Chociaż przymierz. W końcu to prezent. Ode mnie, dla Ciebie. – bezradnie machnęłam ręką i poszłam się przebrać. Yukino mi w tym pomogła, gdyż wcześniej nie miałam okazji ubierać czegoś takiego. Po kilku minutach wyszłam już ubrana. Wolnym krokiem - oczywiście uważając, aby w żaden sposób nie uszkodzić stroju – podeszłam do lustra i zaczęłam się przeglądać. Nie mogłam uwierzyć, że to odbicie należy do mnie. Gdy tak się oglądałam w lustrze widziałam odzwierciedlenie Hao za mną. Obserwował mnie z tajemniczym uśmiechem na ustach. Stałam przez dłuższą chwilę wpatrując się w jego odbicie.
- Cóż, może lepiej pójdę już je zdjąć. – stwierdziłam.
- Dlaczego?
- Nie chciałabym go zniszczyć, pobrudzić lub całą masę innych rzeczy, które przy mojej niezdarności mogłyby się wydarzyć. Gdy ruszyłam już w stronę „przebieralni”, zatrzymała mnie ręka wiadomej osoby, która wylądowała na moim ramieniu. Schylił się, tak, by jego głowa byłą na równi z moją i patrząc cały czas na nasze odbicie mówił:
- Nie ma znaczenia, co z tym zrobisz. Jak już mówiłem wcześniej, to prezent. Jest już twoją własnością. Możesz go poplamić, pociąć, a nawet spalić. Jednak nie chciałbym, aby coś takiego miało miejsce, ponieważ uważam, że wyglądasz w nim pięknie. – słysząc to spuściłam głowę i poczułam jak na mojej twarzy pojawiają się wypieki. Ręka Hao z ramienia powędrowała na moją głowę. Pogłaskał mnie po niej.
- Widzimy się później. – wyszedł. Przez dłuższą chwilę stałam w bezruchu i patrzyłam w lustro.
- No już, już, bo jeszcze popadniesz w samo zachwyt. – żartowała Yukino śmiejąc się.

- To nie jest śmieszne! – wrzasnęłam wciąż się czerwieniąc.
__________________________________
No więc kolejna notka za nami ;D  Mam nadzieję, że ktoś to w ogóle czyta...  Z tymi pałeczkami... przerobiłam to przysłowie ;D No to na tyle. Do następnej  ;)