środa, 18 grudnia 2013

Rozdział I

-Ałł! Puść! Proszę puść! To boli! – wrzeszczałam cały czas, gdy ten przeklęty Yuchiro chwycił mnie za włosy i ciągnął tak przez cały korytarz, co było niesamowitą rozrywką dla oglądających to gapiów.
-Zamknij się! Właśnie zniszczyłaś najcenniejszą porcelanę jaką mamy! Była przeznaczona specjalnie dla mistrza Hao! Jesteś bezużyteczna! Jak to możliwe, że tak wspaniali szamani jak Aika i Shin Asakura wydali na świat taką miernotę jak ty! Żadna z ciebie służąca, ani tym bardziej szamanka. Że też musimy cię tu trzymać. Gdyby to ode mnie zależało, już dawno zostałabyś stąd wyrzucona. W ogóle nie zasługujesz na nazwisko Asakura! – Znowu zaczął ten swój monolog, który słyszę przynajmniej raz dziennie. Jak ja go nienawidzę! Jednak mimo wszystko, to brat mojej mamy, nie mogę mu się sprzeciwić.
-Temu całemu Hao korona z głowy nie spadnie, jeśli jeden raz  napije się ze zwykłej czarki, prawda?
-Zamilcz! – ponownie podniósł głos, wymierzając mi siarczysty policzek. – Hao-sama to najwspanialszy Onmyoji, jakiego świat widział, dlatego też zasługuje na wszystko, co najlepsze.
-Mówisz tak tylko dlatego, że się go boisz. Boisz się, że jeśli mu się sprzeciwisz, zginiesz, bądź zostaniesz wygnany. To jedyny powód, dla którego tak go chwalisz, czyż nie? – miałam już dosyć chowania w sercu, tego co myślę, jednakże chwilę później gorzko żałowałam swoich słów.
-Jak śmiesz mówić do mnie takim tonem?! Powinnaś całować mnie po stopach za to, że jeszcze żyjesz! – cały czas mówił, czy też raczej krzyczał i uderzał… Nie patrzył gdzie, bił mnie po całym ciele. Leżałam tak zwinięta w kłębek, aby  otrzymać jak najmniejsze obrażenia. Nie miałam prawa się bronić, przynajmniej tak wtedy myślałam.. Każde jego uderzenie przepełnione było nienawiścią i pogardą do mnie. Przeklinał moje istnienie odkąd się urodziłam. Nienawidził mnie, bo to z mojej winy, jego ukochana siostra – Aika – odeszła z tego świata. Gdyby tylko nie zaszła w ciążę, gdybym ja się nie narodziła, wtedy z pewnością Aika by żyła. – To jego sposób myślenia. W pewnym sensie miał rację, ale i tak nienawidziłam go z całego serca. Gdy już skończył się na mnie wyżywać, ukląkł przede mną i zaczął płakać. To tylko potwierdzało, że myśli o mnie jak o kimś, kto zabił jego siostrę. Najzwyczajniej w świecie płakał z bezradności, wiedział, że nie może mnie zabić, jeśli nie zyska pozwolenia od wiadomej osoby – Hao. Jednakże, by uzyskać takowe pozwolenie, musiałby odpowiednio umotywować powód. A co niby miał powiedzieć Yuchiro? Że powinno się mnie zabić, za to, że się urodziłam? Że przez moje narodziny, zmarła jego siostra? Nie sądzę by osoba o zdrowych zmysłach zezwoliła na zabicie kogoś, z takich powodów, a ze wszystkich pochwał z cyklu „jaki to Hao-sama jest wspaniały” wyłaniał się obraz osoby wręcz świętej i tak perfekcyjnej, że aż zaczęłam się zastanawiać, czy ktoś taki może istnieć. Wstałam, otarłam moją twarz z krwi i nie spoglądając nawet na niego, pobiegłam jak najszybciej do swojego pokoju, gdzie opatrzyłam rany i zmieniłam ubrania.

2 komentarze:

  1. Czadowo ! Czekam na next :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Początek bardzo ciekawy. Mam nadzieję, że w następnych rozdziałach będzie można dowiedzieć się nieco więcej o bohaterach. :D A jeśli mam się czepiać, to po "-" powinna być spacja, innych błędów nie zauważyłam. Życzę weny do następnego rozdziału. :D

    OdpowiedzUsuń